Już w pierwszym wieku przed naszą erą Cyceron i Horacy ostrzegali przed tłumaczeniem verbum pro verbo, czyli „słowo w słowo”, a 400 lat później Św. Hieronim powtarzał, że „Tłumaczymy komunikaty, a nie słowa”. Jak odpowiedzialny i ważny jest zawód tłumacza – pokazują również współczesne przykłady.
Wiele osób marzy o zawodzie tłumacza, decydując się na studia filologiczne jako pierwszy krok w swej karierze. Tymczasem akademicka teoria i młodzieńcza miłość do języków obcych nie wystarczą, by odnieść sukces w branży translatorskiej. Tu potrzebna jest wszechstronna wiedza, koncentracja, erudycja, chęć ciągłego doskonalenia się, a przede wszystkim odporność na stres.
Tłumacz symultaniczny – człowiek o żelaznych nerwach
Powszechnie przyjęło się, że zawód tłumacza symultanicznego uznawany jest za najbardziej stresujący. A to dlatego, że podczas tłumaczenia „ustnego” trzeba jednocześnie: słuchać mówcy i błyskawicznie analizować i tłumaczyć wypowiedź. W tej pracy najbardziej liczą się: refleks, skupienie, doskonała wymowa i umiejętność budowy spójnych zdań. Trzeba też pamiętać, by nie pominąć żadnego fragmentu wypowiedzi. Tak duża presja sprawia, że zawód tłumacza symultanicznego nie jest dla każdego.
Tłumacz przysięgły – podwójny stres i odpowiedzialność
Podobnie zresztą jak zawód tłumacza przysięgłego. Tutaj stres jest podwójny: tłumacz przysięgły bowiem podlega zarówno odpowiedzialności zawodowej, jak i społecznej. Oprócz tłumaczeń na rzecz osób prywatnych, musi też wykonywać tłumaczenia na żądanie instytucji państwowych: sądu, prokuratury, policji oraz organów administracji publicznej. Zajmuje się przekładem dokumentów procesowych i urzędowych, ale może też poświadczać tłumaczenia i odpisy wykonane przez inne osoby. Do poświadczenia używa pieczęci, która została mu nadana przez Ministra Sprawiedliwości. Ze względu na ogromną odpowiedzialność i towarzyszący temu stres, nie każdy decyduje się podejść do egzaminu na tłumacza przysięgłego. Lista tłumaczy przysięgłych znajduje się na stronach ministerstwa.
Tłumacz pisemny – w gąszczu interpretacji i niedopowiedzeń
Niemniej rozterek mają również tłumacze, którzy wykonują – na pozór – spokojną pracę przekładów pisemnych. Balansują bowiem na granicy rzemiosła i artyzmu. Inaczej tłumaczy się instrukcję obsługi, a inaczej artykuł prasowy, przemowę polityczną, literaturę piękną, dokumentację medyczną, biznesową lub prawną. Opanowanie języka obcego to zaledwie połowa dobrego przekładu. Ważny jest kontekst, znajomość kultury i obyczajów danego kraju czy regionu, a nawet dialektów i neologizmów, akronimów, skrótów, idiomów, żargonu, gwary itd. W przypadku tłumaczeń technicznych lub branżowych trzeba znać fachową terminologię. W tłumaczeniach poezji lub literatury pięknej liczy się styl przekładu – dlatego nierzadko tego rodzaju tłumaczenia bywają poddawane ostrej krytyce, zarówno przez innych znawców języka, jak i miłośników danej literatury.
Konsekwencje błędów translatorskich
Praca profesjonalnego tłumacza niesie za sobą daleko idące konsekwencje. W skrajnych przypadkach może być nawet przyczyną konfliktu zbrojnego. Najlepszym przykładem błędu translatorskiego, który stał się zarzewiem trwających ponad 30 lat wojen, był „Traktat z Waitangi” podpisany w 1840 roku przez przedstawicieli Korony Brytyjskiej i wodzów Nowej Zelandii. Składając podpis pod dokumentem, wodzowie plemion maoryskich nie rozumieli w pełni znaczenia zawartych w nim słów określających władzę polityczną. W dodatku traktat sporządzony był w dwóch wersjach językowych: angielskiej i maoryskiej. Choć miały być jednobrzmiące – różniły się w kluczowych kwestiach. Wszystko z powodu… błędu tłumacza…